W Polsce od samego początku do gier spod znaku World of Darkness przylgnęła etykietka „elytarności”. Nic więc dziwnego, że dziś postanowiłem opisać jedną z nich.
Mage the Awakening ukazał się kilka lat temu w ramach linii wydawniczej nowego Świata Mroku (nWoD). Bohaterowie są przebudzonymi magami, którzy dysponują zdolnościami pozwalającymi wpływać na jeden lub kilka aspektów rzeczywistości (np. czas, przestrzeń, los, materię nieożywioną).
Uniwersum, w którym przyszło im żyć, jest pełne niebezpieczeństw, a zdolności magiczne, którymi dysponują, stanowią zarówno błogosławieństwo, jak i śmiertelne zagrożenie.
Dobrze wykorzystana magia, to taka, która nie narusza powszechnie uznanego paradygmatu – najczęściej przypomina zbieg okoliczności lub jest całkowicie niewidoczna dla postronnych obserwatorów. Jeśli wykorzystana magia będzie zbyt wulgarna – widowiskowa lub użyta w obecności osób, które nie są przebudzone – następuje ryzyko wystąpienia Paradoksu, a rzucającego czar mogą spotkać przykre konsekwencje.
Tu właśnie kryje się „inteligenckość” Mage the Awakening – gracze cały czas muszą kombinować, w jaki sposób mogą skorzystać z posiadanych aspektów magii bez wywołania efektu Paradoksu. Ciągłe móżdżenie i wspinanie się na wyżyny kreatywności sprawia, że sesje w MtA są jedyne w swoim rodzaju.
Ten wpis jest częścią akcji #RPGaDAY. Chcesz dowiedzieć się więcej? Przeczytaj ten wpis.
Bądź pierwszy i zostaw swój komentarz. Nie bądź nieśmiały.