W lecie 1993 roku wylądowałem na wiejskim zadupiu przy wschodniej granicy Polski. Sygnał telewizyjny był bardzo słaby, więc każdy program wyglądał jak relacja z miejsca ogarniętego przez śnieżycę. Jedyną rozrywką była lektura książek. Niestety, zapas przywieziony z domu szybko się wyczerpał, więc musiałem udać się do lokalnej biblioteki. Moją uwagę przykuł mały tomik opowiadań o złowieszczym tytule „Zew Cthulhu”. W ciągu następnych dni zakochałem się w klimacie opowiadań Lovecrafta.
Wczoraj wspominałem na blogu mój pierwszy raz z RPG. Po kilku sesjach jako gracz miałem ochotę spróbować swoich sił jako MG. Na pierwszy ogień miał pójść system, który kupiłem na urodziny – Zew Cthulhu w wersji polskiej.
Zauroczony opowiadaniami Lovecrafta długo przygotowywałem się do pierwszego prowadzenia. Kilka razy przeczytałem przygódkę z podręcznika, długo wyobrażałem sobie konkretne sceny i miejsca oraz przygotowałem solidne notatki.
Sesja okazała się totalnym niewypałem. Część graczy, przyzwyczajona do ostrego wygrzewu w CP2020 oraz D&D, również w tym systemie postanowiła zastosować znane schematy – uzbroić się po zęby i skopać dupska istotom z Mitów. Granie w dzień w miejscu publicznym nie pozwoliło na wprowadzenie jakiegokolwiek klimatu grozy. W dodatku paru graczy zaliczyło zgon spowodowany własnym lekkomyślnym podejściem.
Rozczarowany przebiegiem pierwszej sesji na długi czas przesiadłem się na Advanced Dungeons & Dragons 2ed, który lepiej trafiał w gusta mojej ówczesnej drużyny. Kolejną sesję w klimatach Lovecrafta odważyłem się poprowadzić dopiero 15 lat później.
Ten wpis jest częścią akcji #RPGaDAY. Chcesz dowiedzieć się więcej? Przeczytaj ten wpis.
Bądź pierwszy i zostaw swój komentarz. Nie bądź nieśmiały.